Ciocia Marysia
Ciocia Marysia
graf13 graf13
222
BLOG

CIOCIA MARYSIA- Klechdy rodzinne

graf13 graf13 Rozmaitości Obserwuj notkę 4

W dniu wczorajszym zamieściłem moje wspomnienie z autentycznego zdarzenia, w którym dane mi było osobiście uczestniczyć. Dzisiejsze działo się ok 20 lat wcześniej i moja percepcja odbioru była nieco inna, jednak nigdy nie byłem tylko sam świadkiem!

 

1951 Ciocia Marysia

 

 

Na początku grudnia 1950, moja Mama pojechała do szpitala na operację piersi. Słyszałem głosy niektórych sąsiadek szepcących z wymownym spojrzeniem w moim kierunku:

Tyle go na tych piersiach dźwigała, to i dostała guzów....

Na czas matczynej nieobecności w domu, przyjechała z pomocą najmłodsza siostra mamina- ciocia Marysia. Jej obecność w domu odczuwalna stała się od zaraz, a ciepło, które od niej promieniowało nie pozwoliło mi przez cały okres wytoczyć jednej łzy tęsknoty za mamą. Od samusieńkiego rana w domu było jej pełno...

A to z wesołym śpiewem rozczesywała długie włosy uplatając je w gruby ciemny warkocz..

A to sprzątając dom z taką radością, jak gdyby nic bardziej ciekawego jeszcze nie spotkała...

A to przy kuchennych garnkach znajdywała tyle zadowolenia z pitraszenia dla innych, że smakowało za to podwójnie dobrze...

Ciocieńka na czas pobytu u nas, zostawiła maleńkiego synka pod opieką swej mamy i wcale nie dała po sobie poznać tęsknoty, która Jej towarzyszyła. Zgadywała moje humory i zachcianki znajdując coś do rozweselenia, a i dla szwagra miała zawsze uśmiechniętą buzię...

Świąteczny czas wymagał pewnych przygotowań, więc ciocia piekła przy mojej wybitnej pomocy pierniczki i ciasteczka trochę wcześniej, aby zdążyły do świąt skruszeć. Pewnego dnia mój tato po powrocie z pracy postanowił zrobić porządek z moimi włosami wystrzygając na mej głowie modną wówczas chłopięcą fryzurę na tzw. grzywkę. Jednak maszynka do strzyżenia miała przytępione nożyki, a więc co chwilę wierciłem się tacie pod ręką i płaczliwie wrzeszczałem: 

Skubie mnie... skubie mnie!..

W pewnym momencie zdesperowany do granic możliwości domorosły fryzjer podszedł do rozpalonego pieca, otworzył drzwiczki i pechową maszynkę wrzucił w żar...

Biedna cioteńka zaprowadziła mnie wtedy do pruszczańskiego fryzjera pana Maksa aby dokończył arcydzieła... 

Na drugi dzień wyciągnięta z ostudzonego popiołu maszynka straciła już swój poprzedni blask, a nadtopione ząbki noży nie pozwalały nimi przesuwać.

 

Minęły chyba ze dwa tygodnie od powrotu mamy ze szpitala, gdy pojechaliśmy na niespodziewany pogrzeb... 

Nikt nie mógł pojąć dlaczego ta młoda, pełna radości życia kobieta musiała umrzeć...

Przecież nie chorowała...

Tylko w południe brzuch strasznie zaczął ją boleć a na drugi dzień pobytu w szpitalu odeszła...

Nikt nie mógł zrozumieć wielkiej tajemnicy Bożych planów.

W przeddzień pogrzebu Jej ojciec, a mój dziadek, wczesnym zimowym rankiem wyruszył wozem konnym do świeckiego szpitala po ciało ukochanej i najmłodszej córki, na której opiekę chciał zdać własną i żony starość. Pomimo srogiej zimy na pożegnanie powszechnie lubianej Marysi zjechało się wielu gości z odległych nawet stron, wszyscy z płaczem oczekiwali powrotu Dziadka i najświeższych wiadomości o przyczynach tak nagłego odejścia. Za oknami od kilku godzin panował styczniowy wieczór i co chwilę ktoś wychylał nosa na trzaskający na zewnątrz mróz próbując wypatrzeć powracający zaprzęg. Przemarznięty, chociaż ubrany w pozapinaną na ostatni guzik baranicę i opatulony na trudną daleką drogę, przez troskliwą żonę Dziadek, po powrocie nie mógł wydusić z siebie słowa, jedynie cicho prosił wnoszących do sąsiedniej izby trumnę z ciałem zmarłej:

Ostrożnie chłopy, tylko ostrożnie...

 

Byłem bardzo zmęczonym, jednak panująca przygnębiająca wszystkich atmosfera i ogólna rozpacz podtrzymywała oczekiwanie w świadomości. Po raz pierwszy widziałem Dziadka w takim stanie- znałem Go jako silnego człowieka, dającego sobie zawsze radę ze wszystkim. Siedział teraz On przy stole ze szklanką gorącej herbaty i nie umiał opowiedzieć składnie tego co przeżył kilka godzin temu..  

Broda mu się trzęsła i co chwilę dłonią obcierał łzy kapiące na sumiaste wąsy..

 

Długo musiałem czekać na papiery, żeby potem odebrać ją...

 no zmarłą Marysię..

Bo czekali na kogoś co miał robić sekcję.

 Siedziałem w pokoju obok....  a Ją tam kroili jeszcze...

Było już ciemno, gdy któryś wyszedł i powiedział:

-Panie nie było ratunku, żołądek jej pękł...

No dobrze panie doktorze, ale od czego?

Wzruszył tylko ramionami...

Nikt z nas obecnych nie szepnął ani słowa, wszyscy czekali, co chwilę wycierając mokre oczy, na dalszy ciąg opowiadania. Jako dziecko niewiele rozumiałem z tej tragedii, której byłem uczestnikiem. Wiedziałem tylko, że ciocia już nigdy mnie nie zaprowadzi do fryzjera, ani mi bajki nie opowie...

A potem tak sobie jechaliśmy z tego szpitala, wpierw Przechowo, Konopat, a jak już byliśmy blisko Różanny....

Rozgwieżdzone niebo i iskrzący śnieg pozwalały zobaczyć tą Bożą Mękę na naszej krzyżówce, co ją zbudowałem parę lat temu... 

tak było jasno...

Wtedy przyszła do mnie Marysia...

 

Słuchająca ze wszystkimi Babcia zmiętoliła brzeg fartucha i zakrywała nim swoją długą zawsze, a teraz roztrzęsioną na dodatek od niemego płaczu brodę. Sam dostałem z ciekawości wielkich oczu.

Od strony Bukowca coś zaszeleściło..

Niby wietrzyk poruszał liśćmi, ale przecież drzewa są puste..

Odwróciłem trochę głowę i zdawało mi się, że jakaś mgiełka się zbliża...

Nagle konie same stanęły, a na moich kolanach jakby coś ciężkiego usiadło...

.....

Czekałem chwilę i zapytałem: Marysia, czy to ty, dziecko...

I znów coś się do mnie przytuliło tak, jak to ona za maleńkości robiła.....

 

Dziadek pochylił głowę, dłońmi zakrył zapłakane oczy i dłuższą chwilę siedział w milczeniu. Wszyscy płakali tak cicho, że łez brakło, ale nikt nie zachlipał nawet...

 

No i zmówiłem parę Zdrowasiek..

 

Jak kończyłem Wieczny odpoczynek, to na kolanach ulżyło mi i znów niby mgiełka z cichutkim szelestem pofrunęła w kierunku Polskich Łąk, tam gdzie jutro pojedziemy...

 

Zaraz konie same ruszyły i po chwili byliśmy przed domem...

Zobacz galerię zdjęć:

Dziadkowie
Dziadkowie
graf13
O mnie graf13

Niedyplomowany Absolwent Akademii Chłopskiego Rozumu, któremu umiłowanie Rodziny jest wstępem do relacji z Ojczyzną. Z sentymentem wraca do wartości określanych jako: wiara honor szacunek uczciwość godność

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości