graf13 graf13
144
BLOG

PISTOLET- Klechdy rodzinne

graf13 graf13 Rozmaitości Obserwuj notkę 0

  Pistolet-  1985

 

Pogodny dzień szybko zbliżał się do wieczora.

Nachalnie natarczywy dzwonek przy drzwiach zgromadził w przedpokoju całą rodzinę.

Czyżby miał się źle zakończyć-

Spoglądaliśmy po sobie zadając takie nieme pytania. Pełen niepokoju przekręcałem gałkę od zamka mrucząc pod nosem:

Już dobrze... już dobrze.. idę.

Mamrotałem to chyba bardziej dla własnego uspokojenia niż informacji tego za drzwiami.

 

Zaledwie uchyliłem odrobinę drzwi, poczułem silny nacisk na nie, a w powstającą szczelinę od strony korytarza ktoś wepchnął but i w tym momencie zabrakło mi siły aby je przytrzymać. Na korytarzu za naszymi drzwiami sytuacja była niecodzienna:

Prawie wepchnięty do środka z rękoma założonymi na szyi stał nasz umorusany Tomasz w poszarpanym kombinezonie garażowym...

Za nim stało dwóch dobrze zbudowanych drabów.

Jeden bardziej stał z tyłu, a drugi, bliższy, lewą ręką trzymał Tomasza za plecy, prawą zaś wciskał mu pod żebra... pistolet.

 

Tylko przez moment mogliśmy stać w ciszy z rozdziawionymi gębami, gdyż naraz dwa głosy tą ciszę przerwały. Tomasz bardzo wystraszony prosił: 

Powiedź im tato....

Zaś ten z pistoletem warknął do trzymanego chłopaka:

Mów do cholery gówniarzu!

A zwracając się chwilę potem w naszą stronę:

Z milicji jesteśmy, to wasz syn?

....

Zaczęliśmy wyczuwać silny odór dobrze przegnitego alkoholu. Przemknęło mi przez głowę:

Czyżby to Tomasz się schlał, bo milicja.. 

Na szczęście to nie Tomasz ale te dwa draby były nałojone jak bąki i ledwo mogły utrzymać się na nogach w pionie. Ten z pistoletem w garści wiercił się i wiercił próbując wykorzystać naszego syna aby wraz z nim wcisnąć się do ciasnego przedpokoju, jednak zawsze mu w tym przeszkadzałem. Za którąś próbą udało mi się wciągnąć chłopca do środka, a samemu stanąć na jego miejscu. Zaraz też chwyciłem pijaczynę za trzymającą pistolet rękę tak, aby nikomu nie mógł zrobić krzywdy.

Dzwoń po milicję!

...no już!.. 

Wrzeszczałem do Ani, wiedząc, że syn jest już bezpieczny i teraz my rozdajemy karty. Ten z tyłu, słysząc rozmowę z komisariatem, wpierw wolniutko zaczął cofać się w ciemność korytarza, aby po chwili już bez maskowania obrócić się na pięcie i sobie odejść do windy.

Zapewne był trzeźwiejszy.

 

Mój jeniec ponawiał ciągle próby uwolnienia się z uchwytu, jednak tylko pogarszał sobie sytuację, gdyż teraz ja miałem zupełnie inną możliwość trzymania.

Będąc trzeźwym, byłem również sprawniejszym. 

Oczekiwanie na ekipę interwencyjną nie trwało zbyt długo, zapewne hasło:

Pijana milicja kontra milicjaprzypiliło.

Porucznik, będący dowódcą przybyłej w czasie niezmiernie krótkim wezwanej ekipy przejął trzymanego w przedpokoju dziwnego napastnika. Z nieukrywaną radością okazał nam legitymację służbową pijaczka.

To nie nasz człowiek!

To z Ministerstwa Sprawiedliwości!

Chwała Bogu, że nie milicjant, tylko klawisz...

Nasz ,miałby się z pyszna.

Chwała Bogu..

 

Panowie milicjanci spisali protokół z zatrzymania, a również przebieg całego zajścia przed garażem. Chłopak szczegółowo opowiedział jak ci dwaj klawisze zażądali podwiezienia ich gdzieś naprawianym właśnie maluchem. Opisał jak musiał, wraz z pomagającym mu kolegą, stać w bezruchu z rękoma na dachu auta przy obszukiwaniu. Wspominał o strachu wywołanym przez poszturchiwanie rewolwerem po żebrach i bólu policzka, w który „zarobił” za odmowę jazdy i ucieczkę kolegi- Artura.

Po kilkunastu minutach do ekipy dołączyło dwóch wywiadowców, którzy dookoła bloku poszukiwali bez widocznego jednak rezultatu tego drugiego.

 

Zestresowany Tomasz nie chciał za żadne skarby pójść sam aby wstawić do garażu pozostawionego samopas malucha. Szczęśliwie okazało się, że kolega- Mrówa, po odejściu wcale nie uciekł, tylko z oddalenia przypatrywał się poczynaniom napastników. Później zaś wrócił pilnować szeroko otwartego garażu, gdzie go z synem zastaliśmy.

 

Minęło kilka tygodni, sprawa Tomaszowego „porwania” przyschła i pozostawała w mgle zapomnienia. Jednak zapomnienie nie zawitało do gabinetów przełożonych ekipy interwencyjnej, gdyż z zaskoczenia otrzymałem zaproszenie na przesłuchanie do Komendy Wojewódzkiej naszej kochanej Milicji Obywatelskiej.

Pochlebiało mi docenianie powagi mej osoby, gdyż od samej dyżurki, poprzez kilka pięter eskortowany byłem przez podoficera. Chcąc, nie chcąc ciągle ciekawy pozostawałem celu tego zaproszenia, zaś w domysłach nie łączyłem dostąpionego zaszczytu z jakimiś pijaczkami. Wbrew stereotypom gabinet, w którym miałem składać wyjaśnienia nie przedstawiał się siermiężnie. Metraż, gruby dywan i komfortowe meble przemawiały raczej za jakimś prywaciarzem niż oficerem dochodzeniowym. Również ten dystyngowany oficer, przed oblicze którego zostałem doprowadzonym nie sprawiał wrażenia gliny, a dla perfidii losu, okazał się być naszym kwiaciarnianym klientem.

Dobra kawa całkiem przeniosła mnie w inny świat. Od wielu lat posiadałem wielu kolegów milicjantów, którzy stanowili przeciwieństwo dzisiejszego interlokutora.

Muszę panu kilka spraw wpierw wyjaśnić...

Wygodny fotel, aromatycznie pachnąca kawa i ciepły głos rozmówcy nie spowodowały jednak zaniku nieufności, którą darzyłem sorty mundurowe, tylko zaostrzyły poczucie zbliżającego się szwindlu prawnego. Następne słowa majora- taką szarżą się rozmówca przedstawił, potwierdziły moje doświadczenia i obawy. Wiedziałem już, że zostanę „wykolegowany”.

Jak się pan domyśla, zaprosiliśmy pana w sprawie tego napadu na pańskiego syna Tomasza. Przeprowadziliśmy wiele rozmów i samym sprawcą, jak i z jego przełożonymi.

To dobry oficer w trudnym dziale zabezpieczenia przestępców.

Na te stanowiska właściwie brak jest kandydatów.

Właśnie świętował awans, wie pan, sam człowiek nie jeden raz przedobrzył...

Przełożeni mają o nim dobrą opinie, spokojny, dobrze odnosi się do uwięzionych. Może daleko zajść.

...

A’ propos, to nie był pistolet!

Klawisze noszą pistolety tylko będąc w więzieniu, na służbie. On miał zwyczajnego straszaka. No wie pan, takiego z odpustu..

Wie pan, jednym bzdurnym zajściem można człowiekowi zmarnować życie...

 

Kawa jakoś przestała mi smakować, chociaż zaledwie jej cmoknąłem..

Według naszego rozeznania on był tylko sam..

Może widzieliście państwo któregoś z sąsiadów i skojarzyło się to z kimś niedobrym.

Tak, łatwo można człowiekowi zrobić krzywdę, czy chciałby pan?

 

Zrozumiałem mój błąd wracając z komendy.

 

I w takiż to prozaiczny sposób straciliśmy sympatycznego klienta, który pilnował prawa i praworządności, jednak nie zauważał krzywdy dotykającej najbardziej pokrzywdzonych.

 

W tym wypadku dziecka...

 

 

 

 

 

 

graf13
O mnie graf13

Niedyplomowany Absolwent Akademii Chłopskiego Rozumu, któremu umiłowanie Rodziny jest wstępem do relacji z Ojczyzną. Z sentymentem wraca do wartości określanych jako: wiara honor szacunek uczciwość godność

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości