graf13 graf13
119
BLOG

EBOLA- Siesta pod dębami

graf13 graf13 Rozmaitości Obserwuj notkę 0

 

       EBOLA

 

Usiedlimy wczorej do naszy Bachy radosne jak ptaszenta, bo to i wieczór fajny był, i na dzisioj zamówili pogoda w telewizorze tyż na ładnie. Stefek mnioł pełne rence roboty ale znalaz wolna chwila i dlo nos, ino to co łón rzeknół, to zamarznylimy do czóbków ty resztówki włosów co sie nóm łostały:

Chopoki, we wszyckich gazetach piszóm a i w ty Panoramie tyż puścili, że do naszy kochany Łojczyzny sprowadza sie ze środka czarny Afryki nijaka ebola. Mówió, że schwytali takigo jednygo co jó mnioł, chociaż wewty Afryce nie jeździł.

Ty, Stefek, ni godoj-wyrwało sie Małorolnymu-  przecie to świństwo je gorsze łod ajdsa, ludziska padajóm jak niepowiedziyć muchy. Jak łóno je u nos, to co my zrobim? Widzita coto nie wykómbinójóm wewty Afryce, przecie adasia łod ni przywlekli i tera tó ebole, a jeden Pan Bóg ino wi coto im tam we wte czarne głowy przyńdzie.

Rence nam nieco łopadły po tych smuntych powiadómnieniach, wienc z zadumom zaglóndnylimy do kuflów poszukać jakijś nadzieji. Moglimy zawsze w cienżkich chwilach liczyć na dobre słowo łod Julka, tera łón tyż łopar sie na znajomkach z czasów jakto przy Ratuszu za szofer robił:

Słyszałja kiedyś, jak taki istny, co to w dużym szpitalu za dochtora robił, łopowiadał co tera w tych szpitalach wyprawiajóm, ni majóm dosyć gumowe renkawiczki co chwila  nadziewać, tera już wielgie kómbinezóny wykombinowali jakby pode wodó kcieli spacyrować. Mówił, że jakby to paskudztwo do nas z ty Afryki przyleciało, to pare łónych ubiorów znajdó i będó mogli ludziów ratunkować.

Ździebko wyspokoił nas Julek, ino ni na dugo, bo Bolec wyskoczół ze swojóm przekorom jak zwykle:

No jo, we wtych wielgich szpitalach to mogó se mnieć różniste kómbinezóny, ale jak ja przyńde do mojego łośrodka to dla mnie tyż bendóm mnieć jakiści a pewnie to ze dwa mniesónce trzeba bendzie wartować.

Przypomniałem se, jak pare lat nazad chorowałem na wrednóm grype i tó pamniencióm kciałem sie z kolesiami podzielić:

 

Kogucia grypa-  2009

 

Światowe publikatory znalazły kolejny hit medialny- świńską grypę! Każdy, dla którego własne zdrowie stanowi drogocenny skarb musiał chociażby raz zastanowić się nad sposobem obrony przed rozłażącą się po Świecie pandemią. Z nieco dziwnym uczuciem podchodziłem do rozterek  mieszkańców rejonów dotkniętych obecnością wirusa i broniących się przed szczepieniami ochronnymi przygotowanymi przez dobroduszne konsorcja farmakologiczne. Przecież sam, przed laty, doświadczyłem dobrotliwego wpływu szczepienia, po którym walczyłem dłużej i rozpaczliwiej od tych opornych i niezaszczepionych profilaktycznie. Tym razem nie zamierzałem dawać chorobie żadnych forów wspomagających i nie dopasowywałem zawartości portfela do potrzeb producentów i dystrybutorów cudownych ampułek. Nie posłuchałem również zapobiegawczych zaleceń mej wszystkowiedzącej Żoneczki, która w chwili zagrożenia stosuje nieodmiennie- czosnek lub propolis i to ze skutkiem prawie w stu procentach dowiedzionym!

Mając do dyspozycji obszerne medialne relacje o zapewne oczekującej na mnie chorobie, postanowiłem zwalczyć ją w sposób najbardziej odpowiedzialny, czyli naukowy. Symbol wirusa A/H1 N1 śnił mi się po nocach w przeróżnych konfiguracjach, więc czułem, że idę w dobrym kierunku. Na komputerowym biurku przybył zestaw Małego chemika wypożyczony z pokoiku wnusi, jej mikroskop oraz wynalezione w szpargałach synów jakieś ustrojstwo migoczące kolorowymi diodami, które ma robić za odpowiedzialny w zestawie multiplikator.

Z dumą przyglądałem się opalizującej kolorowo maszynerii połączonej z pomrukującym komputerem- mogłem rozpoczynać zwycięskie badania!

Z łazienkowego kosza stojącego przy pralce wyciągnąłem córczyny kitel po dyżurze w szpitalu, aby potrzebny materiał do analiz pochodził z tak zwanej pierwszej ręki. Z identyfikacją światowego terrorysty nie było żadnych kłopotów- chyba nawet dziecko przedszkolne mogłoby zostać specjalistą po regularnym medialnym humbugu. Z zapałem poddałem się szaleńczemu nadganianiu zaległości, więc szklane, laboratoryjne retorty co rusz prychały nowym kolorem produkowanych pożywek i szczepów. W krótkim czasie obserwowane hodowle rozpoczęły mutacje wpierw A/H1 N1 zamieniło się na Ą/H1 N1, aby po małej chwili  powolutku ewoluować na A/H1 Ń1!

Poczynione obserwacje dodawały sensu zapoczątkowanym badaniom, na dodatek coś zaczęło łamać mnie po kościach i rozrywać płuca paskudnym kaszlem. Czyżbym padł ofiarą nauki? Najwybitniejsi odkrywcy często składali swe życie na ołtarzu wiedzy, więc opisując postęp grypiska na sobie, mój skromny wkład zapewne również byłby zauważony.

Przyjąłem nowe kierunki prac ze szczególnym i dokładnym wyszukiwaniem zauważonych symptomów. Już pierwsze obserwacje zapowiadały rewolucję w zdiagnozowaniu przypadłości. Mój kaszel, a właściwie płucne tornado, nasilało się od zmroku i trwało do świtu. Dokładnie w tym samym czasie sąsiedzki kogut nawoływał swoje kurki do snu i budzenia. Zapewne więc nie cierpię na jakąś tam świńską grypę, ale zmutyfikowaną grypę ptasią, której nadałem robocze miano: kogucizna.

Po dwóch tygodniach obserwacji nie byłem w stanie trzymać długopisu w ręce, ani kliknąć komputerem, bowiem moim ciałem wściekły tajfun rzucał po kątach. Rozpoczynało się toto niby niewinnym łaskotaniem w krtani, aby po chwili paroksyzmy wewnętrznych pomp podnosiły korpus do góry, trzęsły przez kilka minut próbując odetchać zaczopowaną krtań. Płaty płucne nicowały się jednocześnie na drugą stronę, a biorące udział w tej trzęsawce nerki rozpoczynały wędrówkę po całej okolicy! Po chwili piekielny przeciwległy prąd wznoszący szarpał żołądkiem...

Och, dobrze, że kolacje jadałem skromne...

Tsunami kończyło się zazwyczaj głośnym, acz niemiłym,  odrywaniem jakichś obrzydliwych mazi w ustach, co małżonka oklepująca moje zbolałe plecy z satysfakcją chwaliła. Najtrudniej przychodziło przetrwać samotne noce na siedząco, gdyż każdy skłon ciała powodował natychmiast  nawroty trzęsawic.

Wczoraj rano, chociaż już nie miałem żadnego wolnego miejsca od bólu, postanowiłem uzupełnić naukową kwerendę. Bez żadnych sensacji włączyłem skaner, ale już multiplikator z miejsca zaczął się przegrzewać. Na monitorze pojawiło się coś nowego- A/H6 N6. Zamurowało to mnie dokumentnie- patrzyłem na naukowe potwierdzenie nowej mutacji grypy- dostosowywanie się wirusów do wagi pacjenta. Grypy, którą własnoręcznie hodowałem na samym sobie!

Jednak teraz, mając zapewniony sukces zapragnąłem wrócić do zdrowia! Bowiem w ostatniej fazie dostałem takich duszności, że w pewnym momencie poczułem zbliżanie się św. Piotra. Pod troskliwą eskortą małżonki udałem się więc do szpitalnej izby przyjęć

Był to już najwyższy czas!

Prześwietlenia, pomiary i zaaplikowany zastrzyk na koniec badania, okazały się skuteczne i na jakiś czas odsunęły chyba generalne spotkanie z Klucznikiem Niebieskim.

I z tego jestem bardzo rad!

Jednak zaraz po powrocie do zdrowia uporządkuję notatki, wykresy, wnioski i poszukam zjazdu medyków, aby przez nich ofiarować ludzkości zwycięstwo nad grypą z pobliskiego podwórka-

kogucią grypą...

 

Posiedzielimy jeszcze pare chwilów, a potem zaraz poszlimy do marketu, bo dawali tam za pódarmo pociasne szklonki do piwa ze wspaniałym napisem EBOLA.

 

Musielim sie trocha spieszyć.

 

graf13
O mnie graf13

Niedyplomowany Absolwent Akademii Chłopskiego Rozumu, któremu umiłowanie Rodziny jest wstępem do relacji z Ojczyzną. Z sentymentem wraca do wartości określanych jako: wiara honor szacunek uczciwość godność

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości