Z wnusią   graf13
Z wnusią graf13
graf13 graf13
720
BLOG

EPITAFIUM DLA OJCA- Klechdy rodzinne

graf13 graf13 Rozmaitości Obserwuj notkę 11

 

Tato

 

 

Brakuje mi niekiedy mego Taty.

Chciałbym, tak jak dawno temu usiąść obok Niego i położyć dłoń na Jego ręce, którą łokciem opierał na kolanie. Siedział wówczas z nieodłącznym papierosem,  lekko pochylony a spod krzaczastych brwi zauważał wszystko, chociaż wyglądało, że duchem jest nieobecnym.

Zawsze zaraz po przyjeździe do nas, gdy siadał do szybko parzonej dla Niego kawy wpierw interesował się wnukami i zadawał wiekuiste pytanie..

A co tam u was słychać..

I nigdy nie czekał na odpowiedź tylko wyjaśniał cel wizyty. Zaczynało się to zawsze sakramentalnym...  

A matka uzbierała parę świeżych jajek...

Albo dostała u rzeźnika ładną parówkę, i pomyślała, żeby dzieciakom to zawieźć...

Zawsze zrzucał to swoje poświęcenie na karb żony. A często bywało tak- rano w domu mówił:

Wiesz matka, ja bym dzisiaj klusek tak zjadł, zrobisz tam parę?...

Gdy już kluski były w robocie, dodawał jak gdyby dopiero co sobie przypomniał...

A może masz parę więcej, to dzieciakom bym przy okazji zawiózł.

Tak i tak nie mam co robić, a wiesz, ze i ona chętnie posmakuje, i dzieciaki to lubią, ale dla Jerzucha to nie dawaj bo on ma długie zęby na kluchy. Dla niego to lepiej kawałek jakiejś kiszki dołóż....

Zawijał Tato te kluchy jeszcze grubo gazetami aby nie wystygły za mocno i spieszył na dworzec, bo duchem był już u tych dzieciaków...

 

Chętnie ten mój Ojciec pomagał ludziom, zarówno swoim, jak i sąsiadom. Czynił tak nawet i obcym, pewnie za to też był szanowanym we wiosce. Miał też i swoje za uszami ale nie mi jest dane prawo to rozstrzygać. Lubił wychylić kielicha, nieraz nawet za głębokiego, snuł wtedy wspomnienia wojenne, i z niewolniczej pracy u Bauera, i z Włoch u Andersa i z Anglii. Mówił wówczas barwnie i dużo, choć na codzień to słowa trzeba było z Niego końmi wyciągać.. 

A dzieciaki kochał nade wszystko, swoja dwójkę- bo środkowa córeczka zmarła jako niemowlę, i te moje.

Pamiętam, jak Mama wspominała mój wyjazd do Gdańska w Wielki Piątek na operację, a Tata cały sobotni wieczór już przeżywał..

Wiesz Matka, on tam w tą Wielkanoc będzie sam... 

Będzie tęsknił...

Raniutko pojadę. 

Będziesz tam miała jakieś malowane jajko więcej...

Miałem wtedy 20 lat... 

Po kilku latach dołożyłem Jemu szósteczkę wnucząt do kochania. Kochał po kolei wszystkie. Ale najbardziej jednak Gugucha, czyli moją najstarszą córkę. Dla Gugucha dziadek tez pozostał najważniejszym aż do Jego przedwczesnego odejścia...

Jak tylko pamięcią sięgam, Tato nigdy nie ruszył cudzego, do znalezionego wolał dołożyć, niżby ktoś miał o Nim brzydko powiedzieć...

        No, może jeden, jedyny raz złamał tą zasadę.

Ze znalezionym..

A było to tak...

Odszedł akurat ze starości pies podwórzowy i Tato rozglądał się za następcą. Szczęście Mu sprzyjało, a nawet właściwie to nadeszło samo.. Przez kilka dni przed naszą bramą zaczął kręcić się jakiś psiak. Nie był to żaden rasowy okaz, ale zwyczajny kundel, jedynie dał się lubić za wierne oczekiwanie na jakiś rzucony z dobrego serca ochlap. Gdy któregoś dnia udało się psinie wdostać na podwórko- nie chciał już zagrody opuścić. Dla gospodarza stał się przymilny, chodził przy nodze, jakby prosił:

Pozwól mi tu zostać.. Dobrze mi u ciebie...

Przywiązany przy budzie- machał radośnie ogonem, jak gdyby był u siebie. Minęło kilka dni i coraz trudniej przychodziło myśleć o rozstaniu gdyby znalazł się prawowity właściciel. Któregoś popołudnia Mama zaskoczona patrzyła na przybłędę nie mogąc go poznać. Pies zmienił maść.. 

        Stary, co się temu psu stało...

Wiesz Matka, trochę go pastą posmarowałem, bo jakby         czasem ktoś go szukał...  

No wiesz, szkoda by było...

Rzeczywiście w następnych dniach jeździł rowerem po domach gospodarz z sąsiedniej wsi i poszukiwał uciekiniera-  kundla. Wyczepił i nas. Ojcu łzy stanęły w oczach, w chwili gdy  poszukiwacz opowiadał o biciu psa, który zażerał kurczaki... Nie miał, Tata, odwagi na kłamstwo, przyznał ze ściśniętym sercem o psie przybłędzie..

No chodź pan zobaczyć, czy to pański, bo nie chciałbym karmić cudzego.

Gdy obcy zbliżał się do przywiązanego przy budzie psa, zwierze przyjęło groźną postawę i wyszczerzyło kły. Z pyska wydobył się ostrzegawczy bulgot.  

Powiedziałbym, że wnet taki sam jak mój, ale ma więcej plamów...

 Azor... Azor..

Zawołał niespodziewanie gość. Pies tylko głośniej warknął i bardziej się sprężył.

Nie, nie.. on nie jest mój.

Panie, ale on jest groźny...

Po chwili Ojciec głaskał przybłędę po wymazanym pastą łbie i uspakajał psiaka..

Kruczuś, Kruczuś, już dobrze, już dobrze. Zostawili ciebie...

Kochany piesek, nie dałeś się poznać...

A oni już nie będą cię bili...

        

Ciągle odnoszę nieodparte wrażenie, że za chwile znajdę się w tym już nowym, niebiańskim Pruszczu i zastanę mojego Staruszka odpoczywającego pod zasadzoną własnoręcznie wisionką. Przysiądę na ławeczce obok z przyjemnością wsłuchując się w mruczenie wyleniałego kocura rozciągniętego na tradycyjnie pochylonych ojcowskich plecach, pogłaszczę posiwiałego Kruczka warującego przy jednej nodze i nachylę się do drugiej nogi, aby podrapać za uchem łaszącego się o karesy prosiaka. Pewnie w pobliżu, za krzaczkami porzeczek będą ćwierkały wróbelki, które On kiedyś dokarmiał zimą. Tata jak zwykle będzie milczał i poczeka aż pokażę Mu zdjęcia wnuków..

Zobacz jak wyrosły te Twoje dzieciaki... 

Tylko uśmiech będzie wyraźniejszy w oczach pod krzaczastymi brwiami... A ja zapytam o to co ciągle mnie gnębi..

Powiedz mi, Drogi Staruszku, co robić, żeby stać się dobrym ojcem...

Zapewne będzie kurzył wolniutko tego swojego ukochanego cygareta i po dobrej chwili dopiero odpowie...

        Idź, chłopaku, zapytać się Matki...

Podkreśli w ten sposób wagę żony w procesie wychowywania. A pieczę nad moim postępowaniem sprawuje nawet po wielu latach od swego odejścia.

Właśnie teraz ostatnio, gdy dłuższy czas żyłem na bakier z Panem Bogiem, spotkaliśmy się na ławeczce pod wisienką. Była późna noc gdy przysiadł przy mnie. Mama kręciła się jeszcze po podwórzu, a On w pewnym momencie zaczął się ubierać jak na wyjście.

Pedantycznie jak zawsze, gdy wybierał się na coś ważnego. Zdziwiony zapytałem:         

Dokąd się tak sztafirujesz, Tato?..

        Jak to gdzie?.. spojrzał na mnie ze zdziwieniem.

        Do spowiedzi..

        Tato! O tej porze?...teraz ja się zdziwiłem.

        Z Panem Bogiem się pojednać, chłopaku, nigdy nie jest zła pora!

 

No cóż, szanuje się słowa Ojca….

 

        Faktycznie zdążyłem..

graf13
O mnie graf13

Niedyplomowany Absolwent Akademii Chłopskiego Rozumu, któremu umiłowanie Rodziny jest wstępem do relacji z Ojczyzną. Z sentymentem wraca do wartości określanych jako: wiara honor szacunek uczciwość godność

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości