graf13 graf13
235
BLOG

Obraz

graf13 graf13 Rozmaitości Obserwuj notkę 0

 

Obraz

 

 

           Jeszcze z dziecięcych lat pamiętam wielki szacunek, którym Rodzice, a szczególnie Mama darzyli niewielki, ot, taki na gazetową stronicę, obraz Matki Boskiej Częstochowskiej wiszący w dużym pokoju  nad prowizorycznym ołtarzykiem. Nigdy nie spotkałem przy Nim uwiędniętych kwiatów, czy wypalonych ogarków. Przy Nim to w wolnej chwili siadała Mama, przesuwając spracowanymi palcami powoli paciorki różańca. Gdy już nieco podrosłem, poznałem od Mamy szczególną genezę czci ikony powiązaną z początkiem wojennych perturbacji.

Zaczęło się wszystko ostatnią nocą sierpniową 1939 r.

Była to pod wszelkimi względami pamiętna noc- to pierwsza spędzona samotnie noc w ogromnym mieszkaniu, w którym to młoda panienka wynajmowała pokój. Właściciele mieszkania dzień wcześniej, z samego rana, spakowali najbardziej wartościowe i potrzebne rzeczy i w popłochu opuścili Bydgoszcz spanikowani wieściami o zbliżającej się nieuchronnie wojnie.

           Wiesz Ańdziu, w górnej szufladzie biurka w gabinecie pana, zostawiłam trochę pieniędzy. Niech Ańdzia kupi najważniejsze zapasy na kilka dni, a my tu za tydzień powrócimy z wizyty u rodziny... szczebiotała na odchodnym pani domu nie przyznając się lokatorce  do swych właściwych planów. Młoda panienka zajmowała niewielki pokoik od strony ulicy Jagiellońskiej, a że była wychowywana w domu rodzinnym być życzliwą dla ludzi, więc i tutaj w wolnym czasie pomagała w domowych pracach pani domu, przysparzając sobie szybko życzliwość gospodarzy.

.          Po powrocie z pracy w pobliskiej restauracji, gdzie była kucharką, młoda dziewczyna zamiast odpoczynku postanowiła spełnić prośbę swej gospodyni i napełnić im spiżarnię. Korzystając z  pięknej czwartkowej pogody obchodziła więc Anna pobliskie sklepy i targowiska, wpierw to pod halą przy Podwalu. Później podreptała na Stary Rynek, gdzie kilka razy w tygodniu straganiarze zapełniali towarem swoje kramy. Sama nie bardzo wierzyła w szeptane pogłoski o groźbie wojny- przecież Polska miała zapewnienia zachodnich sojuszników o udzieleniu jej obrony i pomocy. Jednak wykonała polecenia ordynatorowej jak zwykle sumiennie, nie nadwyrężając nawet za bardzo zawartości szuflady. Za to wieczorem, nabiegana zasnęła prawie natychmiast w straszliwie nieprzytulnym, bo pustym mieszkaniu, do którego nawet jeszcze dobrze nie przywykła w czasie tych kilku miesięcy pobytu u doktorostwa.

Tej to, czwartkowo- piątkowej nocy odwiedziła ją Matka Boska. Stanęła cichutko przy boku łóżka i lekko dotykając śpiącej, również do niej przemówiła, a właściwie wydała polecenie.

           Nie bój się!

Tak, to jestem ja... 

Więc posłuchaj mnie Anuś, (śpiąca nie lubiła zwrotu Ańdzia) twoja pani Ordynatorowa, podarowała ci mój wizerunek przywieziony z Jasnej Góry, nie trzymaj go w szafie lecz zawieś nad tymi drzwiami.

Będą teraz trudne czasy i jeśli ten obraz zawiesisz tak jak radzę, to obiecuję ci, że ciebie ochronię przed nieszczęściem.

 

           Przyzwyczajona do wczesnego wstawania dziewczyna będąc sama, również nie mogła wyleżeć długo w łóżku i już przed szóstą przygotowywała sobie piątkowe, postne śniadanie. Nastawiła jajka do ugotowania i smarując chleb ciągle rozmyślała nad wydarzeniem i sennym zjawiskiem. Nie znajdywała odpowiedzi czy to był tylko zwyczajny majak senny, czy prawdziwe objawienie?

            W tym momencie z włączonego już wcześniej odbiornika radiowego dopadły ją słowa:

w Imię Boże rozpoczynamy wojnę...

Smarowany chleb bezgłośnie upadł na podłogę, ale nóż wydał płaczliwy jęk w zetknięciu z flizami. Siedząca Ania poderwała się z krzesła obracając się w kółko nie mając wcale pojęcia co wyprawia, zaś intensywnie próbując wyobrazić sobie najbliższą przyszłość. W głowie huczały krótkie słowa:

rozpoczynamy wojnę,

w Imię Boże rozpoczynamy wojnę...

wojnę...

jaka ona jest..

jak to będzie?

Nie myśląc wcale o śniadaniu, o obowiązku pójścia do pracy, postanowiła biec pod halę i jeszcze narobić zapasów, myśląc również o dopomożeniu rodzicom. Pozostawione przez doktorową pieniądze mogły przecież pomóc przetrwać najtrudniejsze pierwsze dni... 

Nie zdążyła jeszcze podjąć żadnej decyzji, gdy gwałtowny dzwonek przy drzwiach zmroził przestrachem zafrapowaną nagłymi wydarzeniami dziewczynę. Ostrożnie wyszła do przedpokoju aby przez judasza zorientować się kto jest tym niespodziewanym, porannym intruzem, gdy oprócz natarczywego klangu usłyszała znajomy głos:

To ja, Franiu. Otwórz Anuś..

Cały strach i napięcie z dziewczyny gwałtownie opadło, a do mieszkania wszedł bardzo podniecony jej brat Franek z Kotomierza, odbywający akurat w Bydgoszczy ćwiczenia wojskowe jako rezerwista.

Słuchaj siostra, wpadłem się pożegnać, bo za godzinę biorą nas z Zygmunta Augusta bić Szwabów i nie wiem czy wrócę. Powiedź w domu, ze o nich myślę...

Przez kilka minut próbowali znaleźć najlepsze rozwiązanie na najbliższe dni zakładając różne warianty pierwszych wydarzeń. Anka chciała odwiedzić rodziców, przebywających akurat w Kotomierzu, a Franek przestrzegał ją przed trudnościami na zatłoczonych wojskiem i uciekinierami drogach. Przed wyjściem, brat wbił jeszcze gwóźdź nad drzwiami i zawiesił obraz Maryi, gdyż poranny rozwój sytuacji całkiem potwierdzał, iż senne zjawisko po prawdzie snem nie było...  

Po spiesznym odejściu brata, Anusia przemyślała raz jeszcze tragiczną sytuację i zgodnie ze swoim odpowiedzialnym charakterem podjęła dwie ważne decyzje: wpierw postanowiła dokonać kolejnych zakupów żywności i odwiedzić rodziców by przy okazji również ich żywnościowo wspomóc. Miała nadzieję, że ojciec podpowie o dalszym postępowaniu. Jak było do przewidzenia dziewczyna musiała drogę do Kotomierza iść na piechotę, ustępując często miejsca taborom wojska, oraz furmankom z uciekinierami. Gdy wyruszała, już z kilku wysoko położonych miejsc rozlegały się luźne strzały karabinowe, zaś od strony Pól Ułańskich usłyszała warkot samolotów i jakieś głuche detonacje.

Dobrze, że Anusia wybrała się w piątek w odwiedziny, gdyż już następnego dnia nie spotkałaby rodziców, bowiem oni wracali do swego domu w Różannie. Pomimo umęczenia przebytą drogą omówiła z ojcem przewóz swego dobytku z Bydgoszczy do domu rodzinnego w chwili, gdy już wszystko się unormuje. Wstępnie umówili się około połowy września.

Następnego dnia z samego rana, wypoczęta nieco, młoda kobieta wyruszyła w drogę powrotną, jeszcze trudniejszą niż wczorajsza. Dochodząc do miasta spoglądała na dymy w okolicy dworca, widziała przeciągające wysoko gromady samolotów, a nawet niekiedy zniżające lot nad odległą stronę miasta, za Szwederowem. Po powrocie stwierdziła, że jej mieszkanie przy Jagiellońskiej posiadło widać dobrą opiekę, gdyż nawet szyby w oknach były całe. Następnego dnia, w niedzielę zrobiło się straszniej na ulicach centrum- terkot strzelaniny wzmógł się i calutki dzień Anusia przesiedziała w swoim mieszkaniu tylko przelotnie spoglądając przez zasłonięte okno. We wtorek, piątego września z Marszałka Focha na Gdańską, weszło wojsko niemieckie pomimo rozpaczliwej obrony ze strony mieszkańców, zwłaszcza kolejarzy. Przez uchyloną okienną zasłonę zastraszona dziewczyna widziała padającego w agonii mężczyznę w mundurze. Tuż pod murem zabytkowego kościółka Klarysek trafiła go zabójcza kula wroga. Po kilku latach dowiedziała się, że w smutny wrześniowy wtorek patrzyła na śmierć stryja swego przyszłego męża. Niemiecka kula dosięgła wtedy  kolejarza broniącego wolności miasta-   Stanisława K.

Po pierwszych, trudnych dniach, sobota wyglądała na nieco spokojniejszą, więc samotnie siedząca całymi dniami Anusia uznała, że powinna odwiedzić swą ciotkę mieszkającą za gmachem sądu na początku Szwederowa. Poszła wpierw uliczką nad Brdą do mostu Bernardyńskiego, który już był nadwyrężony jakimś wybuchem, ale i ta droga spokojną nie była. Wpierw widziała uciekającego młodego człowieka, biegnącego zygzakami, jakby przed pościgiem, który w chwili przeskakiwania przez parkan został trafionym i w tragicznej pozycji zawisł na tym płocie. Po chwili, już na drugim brzegu rzeki, w głębi ogrodów przed ewangelicką farą, jakiś kobiecy głos ni to modlił się, ni to lamentował przeraźliwie i bez chwili wytchnienia:  

Najświętsze Serce Jezusa, zmiłuj się nad nami!

Najświętsze Serce Jezusa zmiłuj się nad nami!   

Gdy Podwalem i Krętą doszła do narożnika Mostowej ze  Starym Rynkiem zobaczyła straszny widok. Pod murem kościoła pojezuickiego stała grupa niemieckich żołnierzy z karabinami i psami, a z ciężarówek wysiadali mężczyźni z podnoszonymi natychmiast do góry rękoma. Przestraszona dziewczyna wbiegła w bramę narożnej kamienicy i zatrzymała się na piętrze przy przysłoniętym oknie. Ostrożnie odchyliła zasłonę i ogarniało ją coraz większe przerażenie. Niemieccy żołdacy zabijali strzałami z bliska kolejno przywożone grupki cywili. W pewnym momencie, jakby z pobliskiej Fary, do mordowanych zbliżył się ksiądz, jednak śmiertelny strzał nie pozwolił temu kapłanowi na podejście i czynienie posługi. Padając oparł się ręką na przykościelnym murze i wolno opadł na ziemię tuż obok innych zabitych.

Roztrzęsiona oglądaną tragedią dziewczyna przesiedziała na tym korytarzu kilka godzin, aż sytuacja się uspokoiła i ciotki tej soboty już nie odwiedziła.

Po powrocie do mieszkania postanowiła spakować skromny swój panieński dorobek i oczekiwać na ojca z furmanką. Do sporego wiklinowego kosza na bieliznę włożyła wpierw pierzynę i w niej to zabezpieczyła kilka ślicznych i delikatnych kompletów kawowych i stołowych z porcelany. Na samym wierzchu postanowiła umieścić obraz Jasnogórskiej Panienki, ale dopiero w chwili wyjazdu.

Tato przyjechał nieco wcześniej niż było zaplanowane z niemiłą wiadomością o skierowaniu, które nadeszło z Arbeitsamtu do domu. Anusia dostała nakaz pracy w majątku Ohmów w pobliskim Parlinie jako kucharka, a więc bagaż został prosto zawieziony na miejsce pracy.

Przez kilka pierwszych dni młoda pracownica rozglądała się w poszukiwaniu miejsca, w którym mogłaby przechować swoje skarby. W opustoszałej stajni wypatrzyła miejsce pod żłobem, gdzie wygrzebała dużą jamę i ukryła przywieziony kosz z zawartością. Przeleżał on tam zakopany do końca wojny, jednak już w końskim towarzystwie.

W życiu Anuli miało miejsce wiele zmian. W samym środku wojny zamążpójście, potem macierzyństwo, powołanie męża do wojska na front, aż wreszcie Ruskie pognali Niemców i majątek pozostał bez właścicieli. Skończyła się przez to praca we dworze Ohmów, którzy uciekli do swoich. Musiała więc i Anna pójść do swoich, do Różanny. Wygrzebała więc nocą swój dorobek panieński pełna trwogi o całość kruchych dzbanuszków i talerzy. Z całego dobytku schowanego pod końskim żerowiskiem uszkodził się tylko obraz, a właściwie pękło samo szkło! Po krótkiej interwencji przez umiejącego docinać szkło ojca, Czarna Madonna znów spoglądała z wysoka na podopieczną.

 

Dzisiaj historyczna ikona wisi jako relikwia w sypialni mej siostry.

           

Również wiele z porcelanowych cacuszek pięknie zachowanych podziwiać można na półeczkach siostrzanego regału.

graf13
O mnie graf13

Niedyplomowany Absolwent Akademii Chłopskiego Rozumu, któremu umiłowanie Rodziny jest wstępem do relacji z Ojczyzną. Z sentymentem wraca do wartości określanych jako: wiara honor szacunek uczciwość godność

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości