Gniezno 1979 06 02   mój album
Gniezno 1979 06 02 mój album
graf13 graf13
297
BLOG

7 lat i 1 dzień temu

graf13 graf13 Rozmaitości Obserwuj notkę 2

 

MOJE SPOTKANIA Z CZŁOWIEKIEM,

KTÓRY ŻYŁ W WIELKIEJ  PRZYJAŹNI Z DUCHEM ŚWIĘTYM

 

W piątkowy poranek moje uszy atakował uporczywy dźwięk telefonu... Znalazłem dokuczliwą komórkę...

Tak, słucham.. 

Z trudem rozpoznałem głos Tomasza, był przejmująco podekscytowany:

Oglądasz telewizję? 

Wyrzucił z siebie zapytanie i zaraz rozkazywał:

Włącz natychmiast, cały czas informują o poważnym stanie zdro wia naszego Papieża!

Chyba jesteś zainteresowanym, prawda?

Moje malutkie mieszkanko opanował natychmiast ból całego świata. Niemieckie stacje telewizyjne zazwyczaj powściągliwe w sprawach religijnych, dzisiaj, na okrągło przekazywały wiadomości interesujące ludzi wierzących, związanych z Kościołem Katolickim. Trudno było odejść od ekranu, gdyż ciągle pojawiały się różnorakie epizody z życia Wielkiego Człowieka, wypowiedzi ludzi znanych i pospolitych, relacje z ponad stu pielgrzymek. Pokazywano, że cały świat płacze i modli się na przemian polecając Bożemu Miłosierdziu osłabionego dziś Mocarza!

Jak On nas uczył!

Nawet na skraju życia głosił, nie używając wcale słów, rekolekcje o godnej drodze do Pana.

Ostatniej już Drodze....

Dzisiejszego popołudnia- pierwszego kwietnia, po miesięcznej nieobecności wracam do domu.. 

Jeszcze tylko trochę posłucham... 

 

Przesuwałem godzinę wyjazdu, wracając myślami do spotkań z Janem Pawłem II..

 

Maj zawsze jest cudownym dla każdego, jednak w 1979 naród polski ogarnęła dodatkowa euforia:

Chyba nie było w Polsce człowieka, który nie byłby uradowanym ze zbliżającej się pielgrzymki Jego Świątobliwości Jana Pawła II do swej Ojczyzny.

Każdy więc według własnych możliwości pragnął tą naszą, wspólną Ojczyznę upiększyć, ale również upiększyć także siebie, swoje wnętrze.

Atmosferę wydarzeń tamtych dni najprościej ujął śp. mec. Siła- Nowicki na śniadaniu w Watykanie podczas pierwszej audiencji dla delegacji „Solidarności”. Osoby zaproszone przez Papieża na Mszę do prywatnej kaplicy są z reguły zapraszane na papieskie śniadanie i wówczas Ojciec Św. zapytał:

Kochani, jak to się stało, że w Polsce mogły nastąpić takie zmiany?

Po chwili zadumy, mecenas Siła- Nowicki odpowiedział:

Myślę, że główną przyczyną zmian w Kraju jest Wasza Świątobliwość-

po pierwsze-   

Polacy zobaczyli, że Pan Bóg nie zapomniał o nich, wybierając z pośród tego narodu swego Namiestnika

po drugie-       

Pielgrzymka Waszej Świątobliwości do Polski udowodniła, że Polacy mają siłę i potrafią wspólnie coś zrobić....

Tak, wspólnie coś zrobić...

`Na spotkanie z Ojcem Św w Gnieźnie, wejściówki załatwił nieoceniony Olek G. Wykombinował nawet zezwolenie na wjazd samochodem pod sam pałac księdza biskupa Jana Czerniaka, no i coś, co już zakrawało na cud- noclegi dla wszystkich w pałacowych zakamarkach, a dla mnie możliwość filmowania nabożeństw na Wzgórzu Lecha z okien biblioteki biskupiej. Miejsca tam mieli reporterzy akredytowani z najsłynniejszych światowych stacji TV i Radio Watykańskie.

Olek, on to zna sposoby!

Z wieczora pospacerowaliśmy trochę po samym mieście przyglądając się przybywającemu mrowiu pątników pragnących chociaż popatrzeć i na żywo wysłuchać Wielkiego Polaka. A przede wszystkim aby przez kilka godzin wspólnie z Papieżem wielbić Stwórcę. W okolicznych kościołach przez całą noc księża wysłuchiwali znajdujących się ciągle chętnych na pojednanie z sumieniem i Kościołem. Wszędzie zgromadzeni w grupy przybysze modlili się oczekując na poranek drugiego dnia Zielonych Świąt. Zmęczeni niekiedy daleką podróżą przyjezdni próbowali znaleźć przytulny kącik do odpoczynku i tu zaskakiwała ich reakcja milicjantów- uczynnie pomagali znajdywać ławki do drzemki...

Zapewne coś miało się zdarzyć...

Czyżby warszawskie wołanie-

NIECH ZSTĄPI DUCH TWÓJ I ODNOWI OBLICZE ZIEMI! TEJ ZIEMI!

.. zaczęło już działać?

Cudowny czerwcowy poranek zgromadził na Wzgórzu Lecha, pomiędzy Katedrą pw. Wniebowzięcia N. M. P., a pałacem prymasowskim morze ludzi. Chyba już nikt więcej by się nie wcisnął! Z wysokości bibliotecznego okna patrzyłem na przylegających do siebie ludzi, wylewających się z ulic aż na odległy park i tereny nad jeziorkiem. Przygotowywali się na ważne w ich życiu wydarzenie modlitwą przeplataną śpiewem. Przyjazd Ojca świętego opóźniał się nieco, informowano o przybyciu Gościa na lotnisko pod Żydowem, wszyscy więc rozumieli, iż Papa Wojtyła musi powitać także tych, którym zabrakło wejściówek na główne uroczystości.

 

Tłum oszalał i dosłownie, i w przenośni, gdy Ojciec Święty stanął przed nimi! Brakuje słów aby oddać uwielbienie okazywane swemu Papieżowi przez Polaków. Radosna gorączka opanowała kamerzystów pragnących wiernie zrelacjonować powitanie, a także kolejne nabożeństwa. Gdy ci zagraniczni korespondenci próbowali wyłapywać najciekawsze sytuacje, nasza TVP na ekranach dostarczała widoki kilkudziesięciu znudzonych księży, bardziej zajmujących się swymi nosami niż tym co działo się przy ołtarzu, w drugim miejscu siedziały zakonnice próbujące zasłonić się przed słońcem swymi kwefami habitów i nie miały zbyt wiele czasu na słuchanie pokazywanego od czasu do czasu Papieża. Według tych telewizyjnych relacji, to zapewne i sam Wielki Gość odpędzał nastałą nudę!

A zagraniczniacy sycili swych odbiorców rozgrzanymi do czerwoności obrazami świętującego Narodu!                                         

Prawdziwy szał młodych ludzi nastał przed wieczorem! Na balkonie Pałacu Prymasów takich „występów” jeszcze nigdy nikt nie oglądał! Ksiądz prymas Wyszyński tylko dyplomatycznie kiwał głową pomagając zgromadzonej młodzieży w „rozgrzewaniu” Ojca Świętego. Jednak Ojca Świętego nie trzeba było rozgrzewać- to On z figlarnym, zarażającym uśmiechem rozgrzewał tłum!

Śpiewy przeplatały się z przekomarzaniem. Raz modlitewne skupienie, za chwilę dobrzy znajomi opowiadali sobie dowcipy, a na dodatek obie strony umiały się zrozumieć. A gdy po stwierdzeniu:

Chrześcijanin jest człowiekiem radości

Z balkonu, silny, męski głos rozpoczął;

Czerwony pas, a za pasem broń...   

Tutaj w biskupiej bibliotece zdawało się, że od teraz świat stanął na głowie- zagraniczni reporterzy oszaleli i zachowywali się tak, jak gdyby na dole przed nimi na świątobliwym Wzgórzu Lechowym sprasowany ściśle tłum zatańczył nagle zbójnickiego!

Musieli przekazać ten cud z prastarego Gniezna na cały świat, odległy o tysiące kilometrów!

Czas jest nieubłagany, nie pomogły prośby tysięcy ust:

Zostań z nami!

Zostań z nami!

Zostań z nami...

Nie pomogły ponieważ: 

Dzień się ma ku wieczorowi....

 

No tak.... Święto, święto i po święcie...

Niby działo się to tak niedawno...

 

A dziś ten Niezwyczajny Nauczyciel jednoczy cały świat swym cierpieniem i bólem znoszonym pokornie...  

 

Przez mijane kilkaset kilometrów drogi fale radiowe pozwalały mi jednoczyć się z odległymi ludźmi ogarniętymi jedyną potrzebą- modlitwą o pozostawienie, o siły. Modlitwą o nas samych-

Panie nie zostawiaj nas sierotami, Panie...

Sobota należała do kolan- każdy, kto miał wolną chwilę modlił się sam, z najbliższymi, lub spieszył do kościoła na specjalne nabożeństwa. W telewizji można było obejrzeć skupionego muzułmanina, kiwającego się przed Ścianą Płaczu w modlitewnej zadumie Żyda, lub znanego polityka światowego- wszyscy zatroskani byli o zdrowie Papieża. Niekiedy błyskała iskierka nadziei, gdy ktoś zbliżony do apartamentów papieskich, wspominał o polepszeniu. Takie wiadomości szybko okazywały się ułudne...

NADESZŁA GODZ 21 MINUT 37

 

Chcecie jechać do Rzymu?

W pierwszej chwili potraktowałem to pytanie jako żart tygodnia, jednak mina Olka pozostawała poważna, więc zapewne mówił to całkiem serio. No i dowiedziałem się o:

Pierwszej Oazie Rzymskiej- śladami Męczenników, nad którą patronat objął sam Ojciec Święty, zakochany w oazach- gdy tylko znajdywał „wolne okienko” spieszył na spotkanie do młodych!

Jak można nie chcieć skorzystać z takiej okazji? 

Odpowiedzieliśmy z Anią pozytywnie i rozpoczęliśmy przygotowania do pielgrzymki życia. Wcale to nie było łatwe. Pamiętający tamte czasy wiedzą o trudnościach paszportowych, dewizowych, transportowych itp. Dużo pomagała Wspólnota oazowa, jednak niewiele brakowało, a z powodu braku doświadczenia nie wyjechalibyśmy- nie mając promesy wizowej nie mogłem kupić biletów ani na pociąg, ani na samolot, pozostała więc stara, wysłużona Syrena wymagająca na dodatek ogromu pracy na zgrubne podremontowanie. Pomimo kilku dni poświęconych na przygotowanie samochodu do tak dalekiej wyprawy, byliśmy pełni strachu i późnym wieczorem w przeddzień wyjazdu usiedliśmy do modlitwy.

Pierwsze wskazane na chybił trafił słowo w Piśmie Świętym brzmiało:

           ZAUFAĆ! 

Bez obaw więc wyruszyliśmy. Najpierw po wizę do Warszawy i dalej po ks. Andrzeja Madeja, który postanowił nam towarzyszyć w drodze. Studiował kilka lat w Rzymie, poznał kraj, zwyczaje i j. włoski. Dodatkowo posiadał prawo jazdy, byłby więc nieocenionym pomocnikiem.          

 

Rano dotarliśmy na Kopią Górkę do Krościenka, do oczekującego już niespokojnie księdza Blachnickiego. Człowieka skromnego, lecz wielkiego duchem założyciela Ruchu Światło- Życie. Od niego to nasz pasażer- ojciec Madej powinien odebrać ostatnie polecenia przed zadaniem oczekującym go w Rzymie jako księdza moderatora.                 

Słyszałem, Andrzeju, że samochodem jedziesz?

Dużym Fiatem?

Nie, ojcze, Syreną...

Ksiądz Franciszek nie na żarty wystraszył się perspektywy dziwacznej podróży podjętej przez opiekuna ważnego zamierzenia.

O Boże! Andrzejku! Ty ciągle na Opatrzność stawiasz!

Ty tam musisz być, więc samolotem polecisz na miejscu siostry Jadwigi!

W ten sposób zostałem jedynym kierowcą, na dodatek pozbawionym tłumacza i znawcy Włoch.

Ksiądz Franciszek osłodził nam jednak tą stratę, dając do przewiezienia drobny podarunek od Oazy dla Ojca Świętego. Była to rzeźba w drewnie wykonana przez ludowego artystę pana Józefa Lurkę z gór i przedstawiająca św. Weronikę ocierającą twarz Chrystusowi dźwigającemu swój krzyż.

 

Na przejściu granicznym w Chyżnym, niedużo brakowało, a figura pozostałaby w kraju, gdyż służbisty celnik nie pozwalał wywieźć świątka. Już rozpoczął wypisywanie kwitu depozytowego, gdy Ania rozbeczała się;

Papa nie dostanie prezentu!

Buu..

Celnik przerwał pisanie, udawał, że niby swędzi go za uchem..

Jaki Papa, co pani tam gada!  

Co, do Papieża jedziecie?

Pewnie ja będę tam prędzej!

Jednak nie pisał już dalej protokołu, tylko nadstawiał uszu.

Więc opowiedzieliśmy wszystko o czekających nas rekolekcjach i wyjawiliśmy ogromną nadzieję na spotkanie z Głową Kościoła.

No, to jak tak, to ja wam puszczam!

Idę pogadać do czeskiego kolegi, bo to oni nie pozwalają.

Czechowi powtórzyliśmy ponownie wszystko od nowa.

On również musiał podrapać się za uchem:

A nie zostawicie tego u nas?  

Zamartwił się jakby i chusteczką otarł gwałtownie spocone czoło.

No to jedźcie z Bogiem...

Po perypetiach z noclegami, benzyną, a właściwie problemach  wynikłych z nieznajomości języków, w późny niedzielny wieczór powitała nas łuna wielkiego miasta okraszająca przyciemnione już, jednak ciągle wyraźnie błękitne niebo. Zobaczyliśmy odległą panoramę miasta na wzgórzach.

Wiecznego Miasta.

Bałem się jazdy nocą po rozległym i nieznanym mi świecie, więc kolejną noc przespaliśmy na siedząco. Zgodnie z oczekiwaniami przeżywałem spore trudności w szybkiej orientacji w ulicznym ruchu. Pomimo tego problemu, szybko odszukaliśmy pierwotny cel na który byliśmy skierowani- kościół na Monte Mario. Sporo się zawiedliśmy, gdyż w międzyczasie nastąpiła zmiana i mieliśmy nowy adres:

Dom Generalny Zgromadzenia Sióstr Urszulanek przy Via Nomentana,

Przekraczaliśmy z drżeniem serca bramę, za którą dane nam było spędzić dwa tygodnie. Ledwo co zameldowaliśmy się u Ss. Urszulanek Czarnych, a już zaopiekował się nami ks. Leopold Kotwicki i porwał do św. Pawła za Murami. Rzymską więc taksówką rozpoczęliśmy wędrówkę śladami Męczenników.

Każdego dnia pogłębialiśmy naszą wiedzę o pierwszych wyznawcach Chrystusa Pana, dotykaliśmy wielu Ich relikwii, modliliśmy się przy grobach Świętych. Niezatarte wrażenia pozostawiają Schody Święte, po których stąpał Jezus po pojmaniu w Ogrójcu, a po których wchodzą wszyscy na kolanach... Przemiłe siostry opiekują się Katakumbami św. Pryscylii, w których opiekują się najstarszym wizerunkiem Madonny z Dzieciątkiem powstałym ponoć już w I wieku. Siostry uczyły się polskiego, gdyż:

Taki Maryjny Papież zapewne zapragnie się pomodlić przed Swoją Panią...

A wtedy one powitają Go w ojczystym języku!

Nadeszła środa- oraz Audiencja Generalna, na której dane nam będzie zobaczyć Papieża. Od wczesnego ranka mieliśmy dużo zajęć. Wpierw Msza św. w pobliżu Glorii Berniniego, potem szybkie zwiedzanie Bazyliki  zakończone krótką modlitwą w jej Podziemiach przy grobie Apostoła i pierwszego Papieża. Następnie odbyło się ekspresowe zwiedzanie Muzeum Watykańskiego i powrót na Plac św. Piotra gdzie gromadzili się już pierwsi goście na spotkanie z Namiestnikiem Chrystusowym.

Udało mi się wcisnąć na bardzo dobre miejsce w drugim rzędzie, tuż za ludźmi zaproszonymi, przy których Papież się zatrzymuje.

Opiekujący się naszą grupą ojciec Przydatek przyniósł kilka mikrofonów i prosił:

Śpiewajcie, dzieci, śpiewajcie, bo nam zabiorą mikrofon i innym dadzą! Nie będzie więc Papież wiedział, że jesteście...

No to śpiewaliśmy, a właściwie darliśmy się wniebogłosy, za co  w nagrodę mikrofonu nam nie zabierano...

Wjazd Ojca Świętego wywołał prawdziwą euforię zgromadzonych! Po modlitwie Papa nawiązał żartobliwą dyskusję z zgromadzonymi, wysłuchiwał śpiewów różnych nacji i wspomniał, że Ksiądz Stanisław ciągle obiecuje przyjazd Oazy...          

 A co ich nie ma to ich nie ma, ale podobno już się zbliżają i                     wtedy sobie odbijemy!

Zażartował Papież na koniec.

Więc Oaza kolejnymi śpiewami udowodniła, że już dotarła...

Po poważnej części modlitewnej, po powitaniach i zapoznaniach grupowych, Jego Świątobliwość zszedł na plac i idąc wolno wzdłuż barierek witał szczególnych gości, rozmawiając, błogosławiąc, odbierając niekiedy indywidualne podarunki.

Zdarzyła mi się niezrozumiała łaska, chwyciłem dłoń Ojca Świętego i dłuższą chwilę mogłem z modlitewną żarliwością głaskać Pierścień Rybaka!

Zapewne płakałem, jednak ze szczęścia tego nie czułem!

Taka chwila rekompensowała wszelkie trudy, wszelkie koszta i mogłaby trwać i trwać...             

 

Rekolekcyjne dni mijały szybko i nadeszła niedziela 12 sierpnia. Bardzo wczesnym rankiem oczekiwały na nas autokary i starożytną, istniejącą ciągle Via Appia Antika powiozły w kierunku Castel Gandolfo. Obaj przewodnicy, ojciec Kazimierz Przydatek oraz siostra Marta Rykówna, poprowadzili sporą grupę w głąb Ogrodów Watykańskich. Rozstawione przed kamiennym ołtarzem krzesełka oznaczały iż Gospodarz spodziewał się wizyty...

I zanosi się na dłuższy pobyt.

Przybycie Ojca Świętego przyjęliśmy ze zrozumiałym aplauzem. 

 

Jak dobrze, że jesteś Ojcze Święty!

Powitał nadchodzącego Przybysza o. Madej.. 

Jak dobrze, że jest Pan Bóg. . 

Kończył powitanie młody kapłan całując papieski pierścień.

Jak dobrze, że i wy jesteście... 

Wpadł witającemu Go w słowa uradowany spotkaniem Papież.

Miał przed sobą ponad 80 osób młodych, oraz szesnaście par małżeńskich zaangażowanych w kręgach rodzinnych.

 

Nawet ogrodowe ptactwo okazywało zachwyt z udziału w papieskiej Mszy, cudownymi trelami wzbogacając liturgię. W wygłoszonej homilii Ojciec Święty umacniał nasze zaufanie Bogu rozwijając czytania z liturgii mszalnej o proroku Eliaszu. Przystępowaliśmy do Komunii św. udzielanej przez samego Papieża. Całe nabożeństwo, w najdrobniejszych szczegółach obfotografował pan Arturo Mari. Po zakończonej Mszy Jego Świątobliwość wszedł w tłumek i z każdym uczestnikiem się przywitał i porozmawiał.

Trzy mamy poprosiły o błogosławieństwo dla swych nienarodzonych jeszcze dzieci, które przywiozły na to spotkanie w swych łonach.

Nadeszła kolej i na mnie...

Wasza Świątobliwość, dzisiaj przeżywamy podwójne święto...

Papa spojrzał na mnie uważniej..

A cóż to takiego?

Zapytał zaintrygowany..

Spotkanie z Tobą Ojcze Święty przypada w naszą rocznicę ślubu.

Papież przystanął i uśmiechnął się.

A którąż to macie? 

W odpowiedzi wyręczyła mnie Ania spiesząc się dla dalszej zapewne rozmowy.

Trzynastą, Ojcze Święty...

Patrzcież, a ludzie mówią, że trzynaście pecha przynosi...

A gdzie żona? 

Gospodarz rozejrzał się szukając mojej, tej lepszej „połowy”.

Przed chwilą z Waszą Świątobliwością rozmawiała..

 o, już zguba jest...

Przedstawiłem nadchodzącą żonę.

Ojcze Święty, oni przyjechali Syrenką!

Zawołał z tłumu któryś z młodych.

Syrenką?.. przez Alpy!... Ooo... 

Dostojnik chwycił się za głowę żartobliwie wyrażając uznanie.

Ojcze Święty, przywozimy pozdrowienia z Suchej... 

Włączyła się ponownie do rozmowy Ania. Oczy Papieżowi rozbłysły... 

Beskidzkiej? 

Nie, z okolic Bydgoszczy, od ojca Chabielskiego..

Aaaa, podziękujcie... 

Papa już odwracał się do kolejnego oczekującego na cudowny moment.

 

Potem mieliśmy spotkanie u Padre Rotondi‘ego z Oazą włoską, w ośrodku nad brzegiem Lago di Albano. Po szybkim, oazowym obiedzie podjechaliśmy pod Pałac Apostolski w Castel Gandolfo. Tu zjeżdzali się pielgrzymi w dniach letniego urlopu Ojca Świętego pragnący wziąć udział w niedzielnej modlitwie Anioł Pański.

Pałacowy dziedziniec nie dał rady pomieścić zapewne wszystkich chętnych. Ściśnięci przedstawiciele prawie całego świata entuzjastycznie powitali przybyłego Papieża, ale i On był pełen radości. Po modlitewnym skupieniu w poważnych wydawałoby się murach wybuchały salwy śmiechu, przeplatane śpiewami, krótkimi występami przybyłych zespołów- wszystkim wtórował Ojciec Święty podwyższając radosną atmosferę, pilnował aby nikogo nie opuścić w swych pozdrowieniach...

A jak śpiewał!

Tutaj też pogawędziliśmy nieco z cudacznie ubranym gwardzistą ze Straży Papieskiej...

I znów autokary- trudno byłoby znieść upały sierpniowej włoskiej siesty, gdyby nie wspaniała klimatyzacja. Po kilkudziesięciu minutach jazdy, nasze maszyny wspinały się na jedno z najbardziej znanych wzgórz- Monte Cassino. Pomodliliśmy się za dusze poległych tam bohaterów zabierając ze sobą sentencję:

PRZECHODNIU, POWIEDŹ POLSCE....

 

Ale cóż to?

Wracamy do Castel Gandolfo? A to niespodzianka!

W innej części Ogrodów oczekiwały na nas poustawiane koliście krzesełka. Pod ścianą auli, na podwyższeniu postawiono fotel, a dokładnie na u środku placyku przygotowano rusztowanie i szczapy drewna- podobno po raz pierwszy w nowożytnym Watykanie...

Witamy Cię, Alleluja.. witamy Cię, Alleluja....

Powitaliśmy Jego Świątobliwość oazową pieśnią.

Trudno opowiedzieć co działo się dalej, gdy Papa przykląkł, aby jedną zapałką, po harcersku rozpalić ognisko. Oczywiście nie mogło obyć się bez żartobliwego komentarza:

Patrzcie, dzieci, co mi na stare lata przyszło... 

Ojciec Święty zawsze zwracał się do grupy w formie: dzieci- co nam wcześniej urodzonym nieraz pochlebiało... 

Chwilę pośpiewał z grupą, jednak zaraz potem pokazując stos leżących książek tłumaczył się:

Ksiądz Stanisław obarczył mnie robotą, więc i wy musicie pracować.

Pośpiewajcie mi jeszcze nieco...

Więc „dzieci” śpiewały, a właściwie to wydzierały się w niebogłosy, co słysząc, zapewne, okoliczni mieszkańcy pukali się w czoła..

Pod cudowne, włoskie niebo leciały więc polskie pieśni i piosenki: Barka, Czarna Madonna, Śpiewa ci obcy wiatr.... 

Można było niekiedy zauważyć rytmicznie przytupujący, papieski pantofel, wystający z pod białej sutanny. 

Śpiewajcie, dzieci, śpiewajcie... 

Przydarzył się niestety mały zgrzyt, który szybko naprawił ksiądz Dziwisz. Otóż Ojciec Święty podpisywał książki ze swymi wystąpieniami, przeznaczone tylko dla oficjalnych uczestników I Oazy, a wśród nas znaleźli się dodatkowi goście, przybyli ze znajomymi, którzy bezwstydnie pobrali książki nie przeznaczone dla nich. 

Powoli zbliżał się koniec wzniosłego wieczoru, nadszedł czas na wręczenie małego podarunku przywiezionego z Krościenka dla Jego Świątobliwości. Już wcześniej zostało uzgodnione, że ci, którzy przywieźli powinni rzeźbę wręczyć- a więc to Ania i ja...

Patrząc w Ojcowskie oczy próbowałem opowiedzieć:

Kto był twórcą świątka...

O księdzu Franciszku...

Nie mogło obejść się bez historii z Chyżnego.. 

XJak mi to wyszło?

Chyba nie za bardzo. 

Mimo to Papa rozumiał! 

W pewnym momencie położył swoje dłonie na naszych ramionach, przytulił do siebie i niby to pytając stwierdził:

Wy macie dzisiaj rocznicę     ślubu, prawda?

Niech Dobry Bóg wam błogosławi na następne lata....

Bardzo byłem zdziwionym, że pomimo tylu ważnych spotkań tego dnia, Ojcu Świętemu nie uleciał z pamięci taki drobiazg z ranka... 

A gdy na dodatek Jego Świątobliwość pocałował nas oboje w czoła, odniosłem wrażenie, jakoby moje serce wyskoczyło i zatańczyło „indiańskiego” dookoła dogasającego ogniska....

 

Chwilę później tylko echo powtarzało pomiędzy drzewami:

Żegnamy Cię, Alleluja, żegnamy Cię, Alleluja, żegnamy Cię...  

Pozostał nam jeszcze tydzień rekolekcji.

Oswajaliśmy się z cudownym Rzymem, tym nowym ale również starożytnym, każdego dnia zgłębialiśmy historię Kościoła, modliliśmy się przy grobach Męczenników i Świętych nie tylko w Wiecznym mieście, ale i w Monterelli, Asyżu.

Dana nam była łaska wspólnej modlitwy z Matką Teresą z Kalkuty i krótka rozmowa z Nią w domu Jej Zgromadzenia. Otarliśmy się również o złodziei, raczyliśmy się kryształową wodą z Akweduktów. Brakowało ciągle czasu...

W piątkowy wieczór przeżywaliśmy Dzień Wspólnoty. Znów przybyliśmy do letniej rezydencji Papieża, do kolejnego miejsca w Ogrodach. Przybyły tam również inne ruchy odnowy:

Novimento Oasi z o. Rotondi.

Ruch Fokolarini, duża grupa ludzi skośnookich, a także było paru Czechów z biskupem Hnilicą.

Tego wieczoru żegnaliśmy się z Jego Świątobliwością Janem Pawłem II, zabieraliśmy ze sobą ogień- symbol Chrystusa Zmartwychwstałego, odpalony od papieskiego paschału. Pochwaliliśmy się trójką dzieci- Joasią, Tomkiem i Olunią, złożyliśmy także obietnice na, oczywiście głębsze, życie naszych rodzin.        

 

Z ubogaconym i wzmocnionym duchem wracaliśmy do domu.

Jak zawsze czyhały na nas wydarzenia, o których można by powiedzieć- cud, jak i zwyczajne przyziemskie przygody. Największym zaskoczeniem i radością stało się kolejne macierzyństwo Ani, wbrew lekarskim prognozom! Według utytułowanych medyków więcej dzieci mieliśmy nie mieć!

A oto maleńka Marta Maria patrzyła na Papieża oczyma swej niczego niespodziewającej się matki!

 

A po kilku latach przybyli jeszcze- Piotr Karol i Paweł Jan.

 

W dniu 13 maja następnego roku, kierowałem Syrenką, gdy przez okienko próbowała dokrzyczeć się Janeczka, koleżanka z Ruchu;

Był zamach na Ojca Świętego!...     

Musiałem natychmiast zatrzymać samochód, gdyż zamroczyło mi się w oczach! Nie byłem zdolnym do kierowania!

Czyżby koniec świata? 

Już teraz?

Przemknęło mi w głowie...

 

Bogu Najwyższemu i Matce Najświętszej dzięki za opiekę, bowiem Jego Świątobliwość Jan Paweł II służył Kościołowi jeszcze ponad dwadzieścia lat.

 

 

Prawie cały świat przysłał swych najważniejszych przedstawicieli na dni pożegnania jednego z najznakomitszych i najwybitniejszych ludzi Wszechczasów. Zapewne zgromadzeni na Placu św. Piotra, oraz siedzący wokół milionów telewizorów zadawali sobie pytania:

Jaki teraz świat nadchodzi?

Kto będzie nas uczył i prowadził?

Kto zada nam trudne lekcje i kto stanie w naszej obronie?

W głębokiej powadze rozpoczęły się uroczystości żałobne. Do zgromadzonych przed Bazyliką, tak jak we Wieczerniku 2000 lat temu, pod postacią nagłej wichury, przybył Duch Święty!

Wpierw rozpoczął poszukiwania pomiędzy celebrującymi kardynałami, aż znalazł potrzebną Osobę i z właściwą sobie gwałtownością, strona po stronie, szperał w Księdze Życia złożonej na Jej trumnie.

Znalazł zapewne wszystko, gdyż zamknął Księgę i uspokojony oddalił się z duszą nowego Świętego do Boga Stwórcy....

DO DOMU OJCA...

SANTO SUBITO..

AMEN

 

 

 

Zobacz galerię zdjęć:

GNIEZNO spotkanie z młodzieżą  album graf13
GNIEZNO spotkanie z młodzieżą  album graf13 Castel Gandolfo 1979 08 12   mój album 1979 08 12- Ognisko w Castel Gandolfo  foto A. Mari  mój album 1979 08 12- Wręczanie daru  foto A. Mari  mój album 1979 08 12- Rocznicowe życzenia  Foto A. Mari  mój album
graf13
O mnie graf13

Niedyplomowany Absolwent Akademii Chłopskiego Rozumu, któremu umiłowanie Rodziny jest wstępem do relacji z Ojczyzną. Z sentymentem wraca do wartości określanych jako: wiara honor szacunek uczciwość godność

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości